niedziela, 10 listopada 2013

Koniec życia ? Czy koniec śmierci...?

Przyszedł ten moment, kiedy pierwszą myślą po wyjściu z mieszkania było to by pójść nad Wisłę, wlać w siebie pół litra wódki a następnie krzycząc o wielkiej miłości rzucić się w brudne acz spokojne fale rzeki. Przyszedł bo kolejny raz uświadomiłam sobie że jestem tylko nic nie znaczącym strumieniem powietrza. Kim jestem? Czy można być nikim? Kim jest nikt, co to znaczy?


Wychodzę z domu zakładam futrzany kaptur i czuję jak ogromne krople deszczu uderzają mnie w braki w gorące roztrzęsione dłonie i wpadają do cholewek moich butów. Ale skręcam w drugą stronę, skręcam tam bo jestem słaba, bo nie mam silnej woli... Ale mam wolę istnienia. I idąc potykając się o swoje małe krzywe nóżki. Idę i ulica jest moja, pusta... tylko po drugiej stronie jakiś hostel wybiera się na rynek. Moja głowa chce moja głowa znać jakiś sposób.

Wiem tylko , że miłość jest we mnie, że jestem miłością i kocham i jestem kochana .
Dzięki cześć.