czwartek, 24 listopada 2011

Zadzwoń do mnie rano, ale zrozum najpierw...

Przeorałam partycję D w poszukiwaniu jakichś domniemanych niezawodnych ujęć - nie nie znalazłam.
Szukałam też przestrzenno-emocjonalnych kadrów - ależ skądże znowu.
Wszelkie zakazane foldery zostały otrzepane z kosmicznego pyłu i kurzu. Ba... nawet włączyłam drugi komputer ... i nic.
Jeśli szybko czegoś nie stworzę, nie ogarnę jakiegoś mocno zajmującego prodżektu, to się po prostu wypalę.

Zamawiam sobie uśmiech. Kreuję nowości.
Dziś w ruch poszły nożyczki. Skończyło się na kolejnych zniszczonych jeansach i bólu mojej ręki. Czuję się troszeczkę jak główny bohater "Ręki mistrza" z tym że ja nie mam fantomowej ręki... (chyba)?

Ale mam za to fantomowe sny. Znów rzeczywistość przeplata mi się z fantazją, a juź myślałam , że działam tak tylko po prochach.
Jestem oazą spokoju. Sączę herbatę, wsłuchuję się w stukanie klawiszy i chłonę muzykę mojego świata. Na nowo zakochuję się w zapachu mojego pokoju. Skrupulatnie kolekcjonuję każdy najmniejszy szmer i powiew wiatru z otwartego okna. Oglądam zdjęcia. Jakoś nie potrafię wyjąć ich z ramek i zamienić na nowe. Pomimo tego jak wiele kosztuje mnie patrzenie na nie, uśmiecham się . Wspomnienia to najcenniejsza rzecz na świecie. Nie chce by zostały zatrute niepotrzebną intrygą. Już nie.


Ponadto ciągle spotykam nowe "ja".  I gubię się w nim. Tu powinien być któryś z moich nieudolnych wierszy o pięciolinii życia, ale nawet nie chcę już szukać go pośród tych innych, jeszcze gorszych. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio coś napisałam. Nie jest dobrze.

ZmykamLove.



1 komentarz:

  1. Przy każdej zmianie nazwy znikasz mi z ulubionych, czy jak to się tutaj nazywa wrrr :D

    OdpowiedzUsuń